poniedziałek, 13 maja 2013

Wpis 01: Wąż w gnieździe

    Severus śledził uważnym wzrokiem czarnowłosego chłopca, przemierzającego Wielką Salę nieco niepewnym, choć odważnym krokiem. Podążał spojrzeniem za jego, irytująco przywodzącą na myśl wspomnienia, czuprynie i głębokich, zielonych tęczówkach. Zatrzymał się przez chwilę na tym kolorze, który znał tak dobrze. I który, w tej chwili, przeszywał go swoją mocą. Mistrz Eliksirów poddał się od razu. Oczywiście, nie spuścił wzroku w zawstydzeniu, ani nie odwrócił go w bok, jak, gdyby dał się złapać na czymś niedozwolonym. Tak, jak każdy wścibski bachor. Nie. Severus Snape przeniósł swoje spojrzenie na dzieciaki, stojące za chłopcem z blizną. Umyślnie zrobił to powoli, nie przesuwając głowy, a jedynie patrząc w głąb, świadomie ignorując dręczący go widok. Przez chwilę, czuł jeszcze, jak esencja Avady śledzi jego ruchy, a potem nastąpił spokój. Coś, co nieznośnie przypominało ulgę spłynęło na niego w całej swej sile. I, choć nie dopuszczał do siebie tego uczucia, poddał mu się. Tylko na chwilę.
    - Harry Potter! - Tubalny głos poniósł się po wielkiej przestrzeni, natychmiast wzbudzając uwagę każdego, kto jeszcze nie śledził uroczystości. Poruszenie, jakie wywoływało to nazwisko, można było uznać za śmieszność. Tak, jakby żywa legenda nagle objawiła się przed każdą z podnieconych teraz twarzy i opowiedziała im całą historię swego życia, zgłębiając wszystkie jej szczegóły. Ale przecież Chłopiec, który przeżył nie był zwykłą legendą. Traktowano go niemal jak samego Merlina.
    Chłopak usiadł na stołku, wyglądając na całkiem zafascynowanego tym starym kapeluszem. Tak zresztą reagowała spora część młodych czarodziejów z niemagicznych rodzin. Zapewne powinien już się przyzwyczaić do tych momentów. Nie musiał śledzić dalszej części ceremonii. Doskonale wiedział, co za chwilę wykrzyknie tiara. Nie było innej opcji. Był pewien, że dziecko całkowicie wdało się w rodziców, a pierwsza ocena zdecydowanie wskazywała na to, że w większości w tę gorszą stronę. Hogwart będzie miał nową gwiazdę. Gryfona. Kolejnego durnia z odwagą i pustym rozumem. Nic dziwnego, że to lwy ginęły najczęściej na polu bitwy.
       - Slytherin!
     Cisza, jaka zapadła po tym oświadczeniu najlepiej świadczyła o szoku, prawdopodobnie wszystkich, znajdujących się w tym pomieszczeniu. Tego nikt nie mógł się spodziewać. Serce Severusa zabiło na moment szybciej w jego piersi. A potem zwolniło, spokojne. To nic nie znaczyło. Harry Potter był kimś wielkim, choć nie on sam o tym zadecydował. To był tylko ślepy traf. Być może, dom Salazara uczyni go kimś, kto dorówna napisanej o nim historii. Być może, okaże się on kimś innym niż jego ojciec. Może posiada w sobie inteligencję Lily.
     Tylko dlaczego, Severus czuł się, jakby tiara skierowała Węża do ich własnego gniazda? Kolejnego Węża, który bardzo przypominał tego pierwszego.
                   

    Kiedy nowy Ślizgon usiadł przy stole, wiele oczu zwróciło się wprost na niego. Choć żaden czarodziej czy czarownica ze Slytherinu nie zamierzali bezpretensjonalnie gapić się na ich nowy nabytek, większość już wyrabiała sobie opinię o nim. Dyskretnie obserwowali. Nikt nie wiwatował, jak działo się to przy innych stołach. Nikt nie wiedział, co może oznaczać taki nieoczekiwany przebieg wydarzeń. Harry Potter sprawił, że Czary Pan przestał istnieć. Nie było mowy o tym, żeby znalazł jakieś oparcie wśród węży. Nie prawdziwe. Z drugiej strony, nie warto było mieć wroga w kimś takim.
    Severus wysłuchał przemowy Dumbledora, spoglądając na niezbyt już szczęśliwych uczniów. Byli zszokowani, o czym dobitnie świadczyły ich miny i ciche szepty, nieustające nawet, kiedy przedstawiono nowego nauczyciela Obrony. Tym razem, nie to interesowało młodych czarodziei. Harry Potter w Slytherinie. Mistrzowi Eliksirów również bardzo się to nie zgadzało. Teraz jednak, ten młody bohater należał do jego domu. I Snape nie mógł zrobić nic innego, jak się nim zaopiekować. Przynajmniej na tyle, na ile będzie to możliwe. Przyjdzie jeszcze czas na sprawdzenie kim tak naprawdę jest dziecko, które zaskoczyło nawet samego Albusa.
    Po uczcie przyszedł czas na zaprowadzenie nowych uczniów do ich dormitoriów. I wtedy Severus przypomniał sobie o jeszcze jednym uczniu, którego musiał pilnować. Draco Malfoy nie był byle kim. Lucjusz nie wychowywał go na kąsającego węża, tylko na prawdziwego Ślizgona. Dlatego, teraz, Snape zastanawiał się, co zrobi jego chrześniak. Prawdopodobnie zbliży się do Pottera, udając przyjaźń i wykorzysta go we własnych celach. A raczej w celach swojego ojca. Tylko, czy Draco był w stanie to zrobić? Nie sądził. Nie, jeśli ofiara okaże się kimś więcej.
    Ten rok nie zapowiadał się dobrze. Na dodatek, Severus musiał zająć się czymś jeszcze poza tą dwójką. Nowy profesor Obrony przed Czarną Magią wyglądał na kompetentnego. Zbyt kompetentnego. Z reguły, Dumbledor nie przyjmował nikogo, kto zapowiadałby się tak dobrze. Oprócz tego, wydawał się podejrzany. Nauczyciel eliksirów dyskretnie potarł przedramię, na którym widniała pamiątka jego błędów. Śmierciożercy  wciąż żyli. I mieli się dobrze. Każdy mógł spróbować dostać się do Hogwartu. Zwłaszcza, że miał to być szczególny rok.
                       
Ten rozdział jest krótki. Bardzo krótki. Następny będzie zdecydowanie dłuższy, zostanie przekazana też w nim bogata w akcję treść. Starałam się ukazać Severusa, jako, w miarę, kanoniczną postać, ale zdaję sobie sprawę, że pewnie nie wyszło to zbyt dobrze. Trudne jest zaglądanie w głąb umysłu tak znakomitego oklumenty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz