środa, 15 maja 2013

00. Prolog


Szeroki świat jest pełen wielkich cierpień, i wielkich radości, mój przyjacielu. To pierwsze utrzyma Cię na właściwej drodze, a drugie sprawi że podróż będzie znośna.
- Robert Anthony Salvatore
Legenda Drizzta


Wiał silny wiatr, pogoda nie była najlepsza do wędrówek, deszcz moczył ziemię. W powietrzu unosił się zapach siarki, dało się słyszeć tylko szum żywiołu. Teren nie był płaski, co utrudniało drogę. Dominowały tu wzgórza i pagórki, w oddali, za osłoną mgły, majaczyły góry, pokryte jeszcze grubą warstwą śniegu. Zdawało się, że nikt nie zapuści się na te tereny. Miejsce to było przeklęte.

Wśród okolicznych mieszkańców krążyła plotka o demonie, mieszkającym w górach. Plotka z czasem się rozeszła tak, że niebawem cały świat poznał historię Akuma. Pół diabła – pół anioła, demona zaklętego w sakle i ukrytego wśród gór. Legenda głosiła, że ów demon był niesamowicie silny i nade wszystko pragnął władzy. Z tego powodu anioły zamknęły go w zaczarowanym więzieniu, by już nigdy nie wyszedł. A śmiałek, który uwolni Akuma miał być na zawsze przeklęty.

Ten dzień nie różnił się niczym od innych, tutaj zawsze panowała taka pogoda. Wioska tętniła życiem, wszyscy mieszkańcy byli zajęci swoimi sprawami. Jednak coś się zmieniło. W tej małej mieścinie każdy znał każdego, a wieści rozchodziły się bardzo szybko. Teraz nie było inaczej. Do osady przybył wędrowiec, ciemny płaszcz i kaptur chroniły go przed ciekawskimi spojrzeniami. Nie zatrzymywał się, żeby z kimś porozmawiać. Zdawało się, że droga do miejsca, w które zmierza, jest głęboko wyryta w jego umyśle.

Minął wioskę, nawet nie odpoczywając i skierował się w góry. Czasem wybierali się tam ludzie, żeby pospacerować lub posiedzieć w samotności, ale nigdy nie zapuszczał się do tego miejsca nikt obcy. Dlatego zachowanie przybysza dziwiło osadników. Mimo złej pogody, wędrowiec pokonał górski szlak i kierował się w wyższe partie gór. Ci, którzy zdążyli go dostrzec, byli zarówno pełni podziwu dla jego postawy, jak i pewni, że wędrowiec po prostu postradał zmysły.

Nie sądzili jednak, żeby obchodziła go postawa innych. Nie mylili się. Dostał się na najwyższy szczyt góry, zapewne zmęczony, choć tego nie okazywał. Wiatr tutaj był jeszcze silniejszy, prószył też śnieg. Wędrowiec znalazł grotę wśród skał, przeciśnięcie się przez cienką szczelinę było trudne, ale wykonalne. Kiedy już tam dotarł spostrzegł lodową rzeźbę. Przedstawiała niebezpiecznego, ale jakże pięknego, pół anioła – pół demona. Z jego pleców wyrastały skrzydła, do połowy puszyste, u dołu zostały z nich same kości. Twarz potwora przyciągała swoją nieziemskością, ale wargi ułożone były w ironicznym uśmiechu, pełnym wyższości. Czy pasował do demona z legendy? Tak.

Wędrowiec podszedł do rzeźby i lekko położył na niej dłoń, ukrytą pod czarnym materiałem rękawicy. To wystarczyło, lód zaczął się topić. Powoli odchodził ze skrzydeł, później z twarzy demona, aż w końcu ten stał przed nim w całej swej okazałości. Poruszył skrzydłami, rozprostowując je i przeniósł swoje spojrzenie na wędrowca. Było one pełne pogardy.

- Jednak znalazł się śmiałek. – Jego głos przyprawiał o ciarki. – Zostaniemy ze sobą bardzo długo. – Tego dnia wśród gór rozszedł się krzyk tak głośny, iż był słyszany wśród mieszkańców wioski. Krzyk przeklętego.

1 komentarz:

  1. Nie będę się rozpisywać. Napiszę tylko, że w końcu znalazłam opowiadanie, które mnie tak na prawdę wciągnie. Mam nadzieję, że dalsze części również będą tak interesujące :)
    Pozdrawia Shiruś, który już bierze się za dalsze części :*

    OdpowiedzUsuń